wtorek, 22 czerwca 2010

001 Czyli coś o nieudanych zakupach

Od pewnego czasu, a mianowicie napisania (a raczej wydukania, bo to był ustny polski, o zgrozo) ostatniej matury, każdy wtorek jest dla mnie taki sam. Rano na przecenkę, jak to moja mama nazywa. Mając w pamięci zeszłotygodniowe zakupy, którymi były dwie pary butów, ramoneska i 5 bluzeczek, poszłam z uśmiechem na ustach a wróciłam ... tym razem z pustymi rękami, a pełnym (no, powiedzmy) portfelem. Taka nie całkiem miła (dla zakupoholiczki) odmiana.
Za to miałam szansę wykazać się w innym miejscu. W sobotę jadę z rodziną na ślub do kuzynki, a wczoraj z mamą spędziłam chyba półtora godziny dobierając ostateczne ubrania dla całej rodziny. Jak zawsze był problem skoro bluzkę i spódnicę/sukienkę mamy, no to jest wręcz oczywiste, że nie ma do tego biżuterii (a i ja i mama mamy dość sporą kolekcję, mama naszyjników, wisiorków korali itp, ja łańcuszków i kolczyków wszelakiej maści). Nie miałam wyboru i poszłam do osiedlowego sklepiku dla domowych artystów jubilerów z uśmiechem na ustach i "potrzebuję kolczyków do tego naszyjnika, tego i tej... bluzki" tuż po dzień dobry. Oczywiście nie było to zbyt proste, bo koralików jest masa i wszystkie są cudowne, ale nie ma tego co potrzebuję.
Koniec końców coś-tam wybrałam i wieczorem siądę do tego i porobię te kolczyki, choć mnie to już nie bawi tak bardzo, jak kiedyś...






PS. Tak wiem, kolor do kitu, bo czerwonawy. Nic lepszego jednak nie było, a ze względu na pewną, oczywistą odległość ucha od ramion ;) nie wygląda to tak źle. Zobaczymy jeszcze, może w przyszłości znajdę coś lepszego.



A to na zapas, bo kolor taki uwielbiam, a mogłabym to założyć nawet zamiast tamtych niebieskich korali na górze, choć nie będę mieć chyba do tego żadnych kolczyków (hi hi hi) wraz z dwoma grafitowymi, podłużnymi koralikami na zewnątrz na obróżce.

Piosenka na dziś: Brigitte Bardot- Moi je Joue
Outfit na dziś:

2 komentarze: